Co się we mnie zmieniło dzięki emigracji do Norwegii? Luźne przemyślenia z deszczowego popołudnia 🌧️
U nas w Asker właśnie 9 sierpnia, godzina po 13, wg YR jest 14°C, ciśnienie 999 hPa, det blir regn resten av dagen (deszcz przez resztę dnia). Wszyscy od kilku dni chodzimy śnięci.
Przez południową Norwegię, czyli tu, gdzie jesteśmy, przeszła właśnie fala ekstremalnej pogody, której nadano imię Hans (ekstremværet Hans). W wielu miejscach jest naprawdę źle. Na szczęście u nas dość bezpiecznie, na pociechę mieliśmy darmowy prąd.
Co tam jeszcze na Północy? W Norwegii obecnie dyskutuje się m.in. o przyznawaniu punktów za bycie kobietą (kjønnspoeng) podczas rekrutacji na studia, o kontrowersyjnej reklamie Ikei i oczywiście o najgorszej od 25 lat pogodzie. Ponadto norweski kościół zaprasza na weekend z Harrym Potterem.
A co w moim życiu? Mam dziś jedyny wolny dzień w tygodniu, opowiem więc o kilku rzeczach, które się zmieniły, odkąd wymieniłam Polskę na Norwegię.
1. Wielki spokój
Tutaj odnajduję spokój, którego tyle lat pragnęłam.
Wokół nie ma hałasu, samochody elektryczne są cichutkie, karetki jeżdżą rzadziej i jakoś ciszej, nikomu nie przyszło do głowy, by skądkolwiek dzwonić dzwonami co godzinę, oczy odpoczywają od chaosu w przestrzeni, nie dostaję oczopląsu od billboardów i plakatów.
Ciągle widzę niebo. Zawsze obok mam zieleń. Tutejsze cisza, przestrzeń i swoboda okazały się pięknym zwieńczeniem mojego zdrowienia, tym, czego brakowało do dopełnienia tego procesu. Czuję już, że nie tyle wychodzę z choroby, ile odbudowuję swoje zdrowie. Odżywam. Uczę się czuć bezpiecznie i ufać, że życie jest dobre.
2. Koty są wychodzące
To wielka zmiana! Coś, co w Polsce było dla nas nie do pomyślenia (jesteśmy z frakcji siatka na okna), tutaj okazało się standardem.
Mieszkamy przy końcu ulicy, za którą jest tylko podmokła łąka otoczona drzewami, a przy domu mamy spory ogród. Dookoła spokój. Koty więc biegają po zielonej trawie i wylegują się w słońcu. Na wszelki wypadek noszą obróżki z trackingiem. Białasek uczy się nas wyprowadzać. Wszystkie kochają być na zewnątrz (a najbardziej Młody).
3. Więcej się ruszam
Odważyłam się wreszcie i zaczęłam chodzić na siłownię (trzy razy w tygodniu!). Kot prowadza nas na spacery. Czasem gramy w badmintona pod jabłonkami.
Wszędzie chodzę. Zachęca to, że żyję w czystym powietrzu i z każdej strony jestem otoczona przyrodą. A największe miasto Norwegii, czyli Oslo, to w porównaniu z Warszawą urocze miasteczko – zwykle wszystko, czego potrzebuję, jest w zasięgu krótszego bądź dłuższego spaceru. No i nie mamy samochodu. Więc kilkanaście kilometrów dziennie to już norma. Noszę tylko sportowe buty, nic innego nie ma teraz sensu. W końcu wszędzie chodzę.
4. Niedoskonałość
Podejście, jakie obserwuję w norweskim społeczeństwie, określiłabym jako: lepsze jest zrobione niż doskonałe. Ogólnie się z tym zgadzam, ale w praktyce… Na początku bardzo mnie to irytowało, bo czułam, że w pewnych aspektach nie należy iść na kompromis – a gdy tak się działo, wydawało mi się, że moje życie zaczęło być wypełnione bylejakością.
Ostatecznie okazało się, że dobrze mi to robi. Że mogę popełniać błędy i to nie skreśla mnie jako człowieka (jak wcześniej podpowiadała pokrętna logika wewnętrznego krytyka). Jest we mnie więcej cierpliwości, zrozumienia i akceptacji. Oduczam się swojego chorego perfekcjonizmu, który tak naprawdę tylko powstrzymywał mnie przed działaniem, za to częściej działam i mam w sobie więcej zgody na to, co jest, niż na to, co mogłoby.
5. Zgoda na błędy
Przyjazd do nowego kraju poniekąd oznacza zresetowanie swojego życia: w Norwegii rozpoczynam od zera i wszystkiego muszę nauczyć się na nowo. Cały wysiłek wejścia w to społeczeństwo spoczywa na mnie: nauka i ćwiczenie języka, zrozumienie praw, kultury i standardów, ciągłe sprawdzanie, czytanie i dowiadywanie się czy wychodzenie z inicjatywą, by poznawać ludzi.
A w procesie nauki cały czas popełnia się błędy… Coś, czego perfekcyjna część mnie absolutnie nie cierpi i czego unika (przez co nie uczę się niczego nowego – błędne koło). Potrzebowałam więc ułożyć się z nieuchronnością wygłupienia się i dyskomfortu, że wypadnę/ zabrzmię/ zrobię coś głupio. Ugłaskać swoje ego i pokazać mu, że nie ma nic strasznego w tym, że się czegoś nie wie. Ale zawsze można się nauczyć.
6. Uboższa dieta
Mój codzienny jadłospis stał się nudny i powtarzalny. Wybór produktów w sklepach jest bardzo ograniczony, ceny oczywiście wysokie, a jakość często odstaje od tego, do czego przywykłam w Polsce.
Tęsknię za piekarniami i warzywniakami! I w ogóle za dostępem do warzyw i owoców. Tutaj nie ma takich możliwości upraw, więc dominują mięsa, ryby i owoce morza – a ja jem wegetariańsko.
Nawet jeśli chodzi o restauracje, nie jestem zbyt usatysfakcjonowana. Poza tym że teraz wychodzenie na miasto naprawdę jest czymś odświętnym (drogo), to też te same potrawy smakują tu inaczej niż w Polsce, według mnie zwykle gorzej.
No i tutaj kochają kawę, przez co kochana przeze mnie herbata nie jest tak popularna… Z tego powodu mam i mały jej wybór, i wysoką cenę. SUPER.
7. Pogoda i niebo
Dzień latem jest o wiele dłuższy, a Słońce grzeje mocniej. Zima ciągnie się niesamowicie, ale zimowe dni znikają niepostrzeżenie. Pogoda potrafi zmieniać się trzydzieści razy w ciągu doby. Wiosna inaczej rozkwita, rośliny są inne i inne są ptaki. Deszcz pada na dwadzieścia rozmaitych sposobów, a śnieżynki czasem latają do góry. Ostatni śnieg w tym roku stopniał u nas w maju. Drzewa są tu jakieś przykurczone, ale mewy powiększone. I nie ma tu bocianów!
Wszystko jest tu trochę inne. Potrzebuję od nowa nauczyć się rocznego cyklu natury.
Poza tym trzeba zapisać sobie w sercu: Det finnes ikke dårlig vær, bare dårlige klær. Nie ma złej pogody, są tylko złe ubrania. Jak bardzo jestem znudzona tym zdaniem, tak bardzo muszę przyznać, że jest w nim słuszność… Pogoda jasno Ci pokazuje, że musisz się do niej dostosować albo się z nią pogodzić.
8. Przestrzeń osobista
…i zaufanie społeczne. Nie wiem, ale dla mnie to jakoś trochę idzie w parze.
Norwegia i Polska mają porównywalne powierzchnie, tyle że w kraju bardziej na północy mieszka jakieś siedem razy mniej osób. To naprawdę znacząca różnica!
Znów czuję się trochę jak za czasów pandemii, kiedy ulice były wyludnione, a sklepy dość puste – co uwielbiałam! A tutaj tak jest na co dzień (co wciąż uwielbiam).
Nie mam tu wrażenia, że z każdej strony napierają na mnie ludzie, że mam bardzo ograniczony zakres ruchów i że nie mam gdzie się odciąć od tłumu. Dla każdego jest przestrzeń. Dla wszystkich wystarczy miejsca. W Norwegii lepiej czuję siebie i łatwiej mi stawiać granice.
Czyli…
Czyli zasadniczo jest mi dobrze. Wydaje mi się, że ja i mój nowy kraj jesteśmy do siebie dobrze dobrani. Wprawdzie wciąż się docieramy (w końcu jeszcze nawet rok nie minął), ale myślę, że się ułożymy.
Jeśli masz jakieś przemyślenia, możesz zostawić je w komentarzu.
Ha det bra!
PS
Lubisz moje pisanie? Jeśli chcesz być z nim na bieżąco, kliknij tutaj:
Dzięki temu dostaniesz wiadomość za każdym razem, gdy na stronie pojawi się nowy tekst (cały tekst przeczytasz w e-mailu, wszystko pod ręką!). Powiadomienia są wysyłane automatycznie przez moją stronę.
Comments ()